Panom B. B., kapralowi Boruchowi i majorowi Bąkowi.
Ambicje sięgają zawsze o szczebel wyżej niż awanse.
/Leopold R. Nowak/
W przekonaniu „Generała” i „pisarza wojskowego” populacja ludzka dzieli się na Ludzi i Trepów. Ludzie to Ludzie, Trepy to Trepy, a masło jest maślane. Po tej rewelacji autorzy dywagują dalej… Omawiany podział obowiązuje w każdym środowisku, z tym, że w służbach mundurowych jest bardziej widoczny (wojsko, służby więzienne czy policyjne, kler także, ale na pewno w mniejszym stopniu, ale nawet w harcerstwie czy w Domach Dziecka występują trepy, a jak!). Nie ulega wątpliwości, że przeciętny trep jest płci męskiej. Kobieta trep to wyjątek potwierdzający regułę.
Według podręcznika języka polskiego profesora Władysława Kopalińskiego trep to prymitywny but z drewna lub łyka – chodak.
Według „pisarza wojskowego” Pepe Piaseckiego trep to typ człowieka o mentalności prymitywnego ciula, który myśli tylko o sobie, o swojej karierze – dla którego honor, czy nawet tak zwana „elementarna przyzwoitość” nic nie znaczy. To samo z danym słowem czy jakąś umową. „Gentelman’s agreement” to jakieś anglosaskie słówko, a ten osobnik języków „zagramanicznych” nie zna, swojego, ojczystego też nie za bardzo. Używa języka koszarowego, ale topornie, bez finezji majora Filuta (strona 124). Taki wojskowy trep, na plecach podwładnych i kolegów pnie się w górę. Robi karierę bez względu na koszty, nie ma dla niego znaczenia, że kogoś skrzywdzi, skaleczy, zrujnuje. Najczęściej jest leniwy, więc toleruje, a nawet faworyzuje „falę”. Nigdy nie broni słabszych, nawet jak mu to nic nie szkodzi. Wręcz przeciwnie, dokłada się do gnębienia nieprzystosowanych i kotów. To trepisko jest znienawidzone z powodu bezinteresownej złośliwości i jest obiektem różnych kontrataków nie zawsze subtelnych – jednak nic sobie z tego nie robi i żadnych wniosków nie wyciąga. Człowiek o mentalności trepa to człowiek „dilikatny” jak przysłowiowy „kwit na węgiel”, ograniczony i mało „intyligentny”, często z przerostem niczym nie uzasadnionej ambicji, nie mającej odzwierciedlenia w wykształceniu, bo był i jest leniem, a do szkoły miał pod górę i przez cmentarz prawosławny (też bym chciał wiedzieć co do tego ma cmentarz i do tego prawosławny?). Ten wojskowy, nie ważne w jakiej konfiguracji ma belki czy gwiazdki na pagonach, zdarza się też wężyk generalski (a co?), nie daje się przekonać do rzeczy nowych i postępowych. Jeżeli może stracić cokolwiek, choćby tylko trochę własnego czasu, to nie zrobi tego żeby w pododdziale czy oddziale coś się poprawiło, niezależnie od świetlanych perspektyw, jakie mogłyby wyniknąć z tej zmiany. Trep nigdy nie poświęci bezinteresownie ani jednej swojej minuty, chociaż „Generał” uważa, że to jego psi obowiązek. Ten służalczy chodak bezwzględnie wykorzystuje ewentualną „wyższość pagonową” lub zależność służbową i gdy tylko może poniża i mobinguje zależnych od niego. Bezwzględnie i bezinteresownie. Opisywany osobnik podwładnych traktuje jak mierzwę, dopiero wtedy wydaje mu się, że jest kimś. Władza mu „wali w czachę”. W normalnych, cywilizowanych warunkach trep nie mógłby funkcjonować na tak zwaną dłuższą metę. Po dwóch czy trzech „zagrywkach” straciłby pracę i zasilił rzeszę wiecznych bezrobotnych. Trepactwo pasożytuje na służbie zasadniczej, szczególnie na młodych żołnierzach, zatrudniając ich do swoich prywatnych celów. Mechanicy, elektrycy, hydraulicy pomagają im bezinteresownie i oczywiście bezpłatnie funkcjonować w życiu cywilnym i prywatnym. Mają to za rzecz normalną i im się należącą. Uważają, że taka sytuacja jest dodatkowym apanażem ich rzekomo ciężkiej i odpowiedzialnej służby. Czymś, co im się należy, jak psu miska zupy. Nie widzą potrzeby jakiegokolwiek rewanżu, czy nawet zwyczajnego „dziękuję”. Niestety, często zdarza się, że trep świetnie prosperuje w armii. Dużo zależy od jego bezpośredniego dowódcy, od tego, czy toleruje podobne zachowania. Zazwyczaj normalny dowodzący nie akceptuje trepowej filozofii życiowej i robi wszystko żeby się pozbyć takiego delikwenta ze swojego poddziału. Czasami jednak się zdarza, że wódz też jest trepem, wtedy kadra się „kolesi” czyli dogaduje, a pozostali mają przechlapane…
Objaśnienia:
Trep – jeśli zapomniałeś, wróć na stronę 107, albo zajrzyj do Leksykonu, strona 277.
Zakończenie
Są chwile w życiu narodu, kiedy nie wolno milczeć, jeśli się nie chce stać współwinnym.
/Ludwik Hirszfeld/
Tak, jak konieczna jest narodowi szkoła, tak samo koniecznem jest przejście
młodzieży przez wojsko. Dopiero szkoła i wojsko czynią człowieka dojrzałym
(…).
/marszałek Polski Józef Piłsudski/
Powoli kończę, bez pośpiechu, założyłem, że skończę w ciągu roku i chciałbym dotrzymać tego terminu. Pośpiech jest dobry przy opuszczaniu stołówki w Jeleniej Górze, gdy młodszy chorąży Fiutek wrzeszczy: – Koniec jedzenia, zbiórka na placu apelowym. Raz, dwa, trzy… – a połowa plutonu jeszcze się kłębi na sali jadalnii, ale nie przy pisaniu książki, która według „pisarza wojskowego” ma być bestselerem. Chciałbym, żeby zakończenie było na tę samą melodię jak cała „3 książka” – zwięzłe i na temat. W krótkich żołnierskich słowach „Generał” spróbuje przekazać nabyte mądrości, spostrzeżenia i wnioski. Całą filozofię wojenno-obronną można streścić łacińską sentencją „si vis pacem, para bellum”, co tłumacząc na nasze dowodzi, że służba wojskowa ma być! Zachodzi tylko pytanie: jaka, jak długo, kto i kiedy powinien ją odbywać? „Generał” przy całej swojej wiedzy wojskowej nie potrafi autorytatywnie na to odpowiedzieć! Nie mogą o tym decydować politycy, którzy nigdy nie byli w wojsku oraz niewykształceni wojskowi.
W okresie pokoju powinna wystarczyć służba zawodowa. Na pewno wybuchnie dyskusja czy nasz kraj na nią stać. Rekrut z poboru jest bezpłatny (teoretycznie), ale koszty jego utrzymania są wysokie. Dlatego trzeba znaleść konkretną odpowiedź na powyższe „czteropytanie”. Szkolenie powinno być maksymalnie krótkie i maksymalnie intensywne. Kot ma się w pododdziale zintegrować, ma wiedzieć, że może liczyć na przełożonych i kolegów i ma nie mieć czasu na bezproduktywne myślenie, bo mu się będą „lęgły głupoty w jego głowie”. Po szkoleniu ma wiedzieć jak nie dać się zabić i zrobić „kuku” agresorowi, żeby ten żałował, że nas zaczepił! Świadomość jest najwazniejsza!
Podsumowując, całe społeczeństwo (z kobietami włącznie), w wieku 17-20 lat, bez względu na pochodzenie, zapatrywania religijne i preferencje seksualne powinno przejść kilkumiesięczny przyśpieszony kurs życia i zachowania. Szkolenie „jak uczestniczyć” w sytuacjach kryzysowych, kataklizmach albo katastrofach. Kurs przetrwania na „koniec”, tylko dla ochotników. W czasie tego pobytu poborowy czy poborowa nauczyliby się, jak się zachowywać w sytuacjach ekstremalnych. Wojsko jest przedostatnią okazją, by w jakimś stopniu przygotować się do życia w społeczeństwie.
Z falą trzeba walczyć i starać się ją kanalizować. Niestety po godzinie piętnastej na kompanii zaczyna się „drugie życie”. Jakaś jego forma zawsze była, jest i będzie, niezależnie od tego, jak ją nazwiemy. Kontrolując falę, nawet ją wykorzystując, można uzyskać lepsze wyniki w wyszkoleniu wojska, które nie jest „prewentorium”, ani klubem „czasu miło i przyjemnie spędzonego na koszt państwa”, ale też nie jest ujeżdzalnią dzikich mustangów ani terarium z skorpionami. Trzeba i należy znaleźć złoty środek. Uważam, że można to osiągnąć bez trudu, jeżeli wszyscy zainteresowani będą tego chcieli. Przykład musi iść z góry zgodnie z zasadą, że ryba psuje się od głowy. Trzeba zacząć od MON-u i Sztabu Generalnego, potem okręgów, a na końcu jednostek! W ten sposób, gdy będą odpowiednie programy i zabezpieczone środki, młodzież będzie mogła nauczyć się w wojsku wielu „życiowych” rzeczy, częstokroć nadrabiając utracony wcześniej czas (w szczenięcych latach ludzie mają skłonność do buntu, do irracjonalnego zachowania, co „pisarz wojskowy” uważa za marnowanie „życia”. Innym problemem są młodzi, którzy wiedzą czego chcą, ale jest to coś, czego społeczeństwo nie akceptuje. Ci powinni być traktowani indywidualnie przez psychologów wojskowych).
Obowiązki wobec Ojczyzny trzeba traktować jako męski etap życia – konieczność, a nie jak uciążliwość i stratę czasu. Z czasem będą tylko zawodowcy, ale na razie trzeba w ten sposób (według „Generała” nie można aktualnie inaczej!).
Musi też być wybór dla tych, którzy nie chcą przebywać w koszarach. Ktoś, kto z powodu przekonań czy przemyśleń filozoficznych nie może na to poświęcić czasu musi mieć inne możliwości. Z niewolnika nie ma robotnika! Nie chcesz to nie, twój problem. Odbębnij służbę w zakładach oczyszczania miasta, w ośrodkach dla nieuleczal261 nie chorych, w ośrodkach resocjalizacyjnych, jednym słowem tam, gdzie potrzeba ludzi, a nikt nie chce – z różnych powodów.
Perspektywą kaprala Okaryny, zakładając, że nie odbyłby służby w wojsku, byłby tylko sklep wiejski, mózgojeb o smaku wiśniowym lub malinowym, starokawalerstwo i marskość wątroby między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia oraz frustracja (nic się nie opłaca, kobiety mnie nie chcą). Kapral Okaryna uważa się za szczęściarza, że miał honor odbywać służbę i podaje on dziesiątki przykładów z tak zwanego „życia”, wymienia z imienia i nazwiska chłopaków ze wsi, ambitnych, którzy do czegoś doszli dzięki „wojowi” i znaleźli swoje miejsce w społeczeństwie – niekoniecznie w wojsku. Kierowcy, budowlańcy, kucharze, fryzjerzy, którzy w czasie zawirowań dziejowych będą bronić swoich domów, swoich małych ojczyzn. Istnieje taka możliwość, że jeżeli się zapomni o pewnych elementach wychowania nacjonalistycznego i narodowego, to mogą być jakieś kłopoty…
Im bliżej końca „tego dzieła” tym bardziej autor zaczyna się identyfikować z bohaterami, kombinuje, składa puzzle, żeby ich przygody, ich historie i „czasy” się zazębiały. Ma nadzieję, że każdy pełnoletni czytelnik znajdzie jakiś fragment, który go zainteresuje, może zaintryguje, coś się dowie, coś go wprawi w dobry humor.
Tę „trzy-książkę” „pisarz wojskowy” kończy na nutę patriotyczną:
Każdy kraj, a szczególnie Polska powinien mieć swoją armię, która będzie go bronić i stać na straży suwerennosci państwa i interesów obywateli, a nie być tylko tematem satyry i niewybrednych dowcipów. Jeżeli nie będziemy mieć tej świadomosci, to wcześniej lub później jako naród będziemy mieć kłopoty. Dopóki nie ma armii zawodowej wszyscy musimy w tym partycypować, aby zawsze w przyszłości był spokój i pokój.
Objaśnienia:
si vis pacem, para bellum – (łac.) chcesz pokoju, szykuj się, do wojny.