Zgodnie z przedwyjazdową umową, Zulowie mieli poświęcić dziesięć dni na wycieczkę objazdową i dziesięć dni na opalanie. Termin pobytu kończył się za tydzień, więc Józio próbował przekonać Zulę, że lepiej zrobić wypad na Saharę i pooglądać gwiaździste niebo na pustyni, niż wracać do Agadiru. A w powrotnej drodze odwiedzić wioski berberyjskie rozrzucone wokół Quarzazac kazby oraz studia filmowe (słownie dwa).
— Zula, uwielbiasz chodzić do kina. Będziesz miała okazję obejrzeć atelier, gdzie kręcono między innymi: „Gladiatora” oraz „Asterixa i Obelixa” z twoim ulubionym Gerardem Depardieu. Nie będziesz musiała jechać do Hoollywoodu. To jest chyba lepsza alternatywa niż leniuchowanie na plaży i beznadziejna walka z latającym piaskiem.
Niestety, Zula była nieugięta.
— Umowa jest umową. Jedziemy do Agadiru.
— Dobrze, autko mamy jeszcze przez tydzień, to może chociaż pozwiedzamy różne plaże? W końcu są wydmowe, piaskowe, kamieniste i wszędzie wschód i zachód słońca nad Atlantykiem taki sam piękny… Powinna być pani zadowolona!
Zatrzymali się w tym samym hotelu Tagadirt, co dwa tygodnie wcześniej. Boy Mustafa dalej bez powodu darzył ich sympatią.
— Gości zagranicznych jest jakby dużo mniej, za to miejscowych zatrzęsienie. Co jest powodem takiej frekwencji? – zagaił Józio.

— Za dwa tygodnie zaczyna się ramadan i dlatego przyjeżdża tutaj mnóstwo młodych Marokańczyków, żeby się trochę zabawić przed religijnymi ograniczeniami.
Józio nie bardzo rozumiał, w czym rzecz, ale tematu nie drążył, bo Zula zmęczona kilkugodzinną jazdą przez góry, chciała jak najwcześniej położyć się spać. Kiedy słońce zaszło na dobre, przyłożyła głowę do poduszki i już zmorzył ją głęboki sen. Józio robił konspekt z wycieczki i chciał skorzystać z chwili spokoju, aby popracować trochę nad zapiskami z „wakacji życia”. Nie przewidział że sąsiedzi zaplanowali balangę. Dobrze przed północą za ścianą zaczęli po berberyjsku ryczeć (znaczy się śpiewać). Najpierw ichnie „Góralu czy ci nie żal”, a potem…
Potem już nie było, bo Zulę obudziły decybele wychodzące z ich gardeł.
Żoneczka wsłuchiwała się chwilę w lokalną „muzykę” i za moment dostała amoku.
Z obłędem w oku, w stroju niedbałym wybiegła na taras.
— Ćwoki!!! Zamknąć ryje!!!!
Natychmiast zgasło światło i nastała przeraźliwa cisza, która trwała do końca pobytu Zulów w Maroku.
Przez te kilka ostatnich dni, już bez ekscesów, bez głupich propozycji, bez nachalstwa fałszywych żebraków i przewodników, Józio i Zula spędzili prawdziwe wakacje, które z ich „wyprawą życia” nareszcie nie miały coś wspólnego. Zażywali kąpieli słonecznych bez ograniczeń, tak że Zuli zeszła skóra trzy razy, a Józiowi dwa (bo jest gruboskórny).

Refleksja końcowa Józia:
Każdy obywatel Rzeczpospolitej Polskiej powinien obligatoryjnie spędzić dwa tygodnie
w Maroku na koszt podatnika. Wtedy po powrocie wszystko mu się już będzie
podobać w naszej ukochanej Ojczyźnie.